Do bezpłatnej dostawy brakuje -,--
Podsumowanie zamówienia
Suma 0 zł
Cena uwzględnia rabaty
Czy mogę negocjować cenę o połowę…? – czyli jak dealować z klientami i nie zwariować
2025-09-12 12:26:00
Prowadzenie sklepu z antykami to nie tylko piękne żyrandole, stylowe meble retro i porcelanowe lalki vintage. To też codzienny kontakt z klientami. I wiadomo – każdy klient to osobna historia. Ale są pytania, które powtarzają się tak często, że aż można by je wyryć w kamieniu. Na podium zdecydowanie króluje to jedno:
„Dzień dobry, czy mogę negocjować cenę... o połowę…?”
No i co wtedy odpowiedzieć?
Negocjacje – zdrowa tradycja czy sport ekstremalny?
Negocjacje są stare jak świat. Już na bazarze w starożytnym Rzymie handlarz ryczał: „Sto sesterców za ten dzban!”, a klient: „Dam dwadzieścia i ani grosza więcej!”. I tak sobie targowali, aż obaj byli zadowoleni.
Ale co innego zdrowe targowanie się, a co innego próba „wyrwania” towaru za pół ceny. Jak ktoś pyta, czy żyrandol wystawiony za 2000 zł można kupić za 1000 zł, to wcale nie rozmawia o rabacie. On właśnie próbuje Cię wsadzić na emocjonalną karuzelę – a Ty musisz zdecydować, czy wsiadasz, czy zostajesz na ziemi.
Klienci mają różne szkoły „dealowania”
-
Szkoła pokerzysty – rzucę absurdalną propozycję, może się uda.
-
Szkoła dramatyczna – „mam tylko tyle pieniędzy” (ale jakoś nowy iPhone w kieszeni).
-
Szkoła hurtownika – „kupuję trzy rzeczy, to chyba rabat 70% się należy?”.
-
Szkoła filozofa – „pamiętajmy, że pieniądz to tylko umowa społeczna, więc cena jest względna…”
Każdy, kto prowadzi biznes, zna te typy doskonale. I każdy wie, że bez poczucia humoru długo się nie pociągnie.
Jak odpowiadać, żeby nie oszaleć?
-
Humorem – „Oczywiście, mogę sprzedać za połowę ceny, a Pan sprzeda mi swoje auto też za połowę. Deal?”
-
Granice – zdrowy rabat to rabat, a nie połowa wartości. Antyki to nie jogurty z datą ważności, że trzeba je „wyprzedawać”.
-
Alternatywą – darmowa dostawa, drobny bonus, albo mała zniżka przy większym zamówieniu. To jest fair.
Dlaczego nasze ceny są takie, jakie są?
Bo my nie zamawiamy pięciu kontenerów towaru z Chin, żeby później z kanapy sprzedawać „tanio i dużo”. My jeździmy po całej Europie – od Francji, przez Belgię, po Włochy – szukamy oryginalnych antyków, często w środku nocy, na giełdach, w magazynach i na targach staroci. Spędzamy całe dnie w trasie, śpimy po hotelach, targamy towar, ładujemy, rozładowujemy, robimy konserwację, robimy zdjęcia i dopiero wtedy wystawiamy w sklepie.
Dlatego nasze ceny nie są „z kosmosu”, tylko wynikają z realnej pracy, kosztów i czasu. Każdy przedmiot ma swoją historię i drogę, zanim trafi do sklepu.
Antyki mają swoją wartość
Stylowe meble vintage, żyrandole z epoki czy porcelana retro – to nie jest towar masowy, gdzie cena jest z kosmosu wyjęta. Tutaj każdy przedmiot ma historię, wiek, unikalny charakter. Negocjacje mogą być elementem gry, ale nie mogą niszczyć wartości przedmiotu i pracy, którą wkładamy w jego sprowadzenie, konserwację czy renowację.
Bo klient może pytać: „Czy mogę negocjować cenę... o połowę…?”
A Ty zawsze możesz odpowiedzieć:
„Można, ale ja też mogę się nie zgodzić.”
Negocjacje są fajne, kiedy mają sens. Antyki to nie wyprzedaż w supermarkecie. Tutaj każdy przedmiot ma duszę i swoją realną wartość. A jeśli ktoś koniecznie chce połowę ceny… no cóż, zawsze można mu powiedzieć, że za połowę to można dostać co najwyżej darmową filiżankę kawy, kiedy przyjedzie osobiście obejrzeć żyrandol.
